Już wiele razy pisałam o tym, że kilka miesięcy temu całkowicie wykluczyłam ze swojej diety biały cukier i wszelkiego rodzaju słodycze.
Dziś chcę temat ten bardziej nakreślić, opowiadając o tym, jak sprawa ma się ze strony mojego doświadczenia.
A zaczęło się tak. Od początku moich problemów z obżeraniem się - wiedziałam, że nie potrafię panować głównie nad jedzeniem słodyczy. Wielokrotnie próbowałam ich nie jeść z myślą, że to jedyna dla mnie droga na wyzwolenie z nałogu obżerania. Ludzie mówili mi różnie przede wszystkim: ,,Musisz się nauczyć jeść wszystko z umiarem". Ale ja wiedziałam, że nie jestem w stanie jeść słodyczy z umiarem. Przynajmniej nie teraz. I 20 września wracając z 2-godzinnego biegania, kiedy pierwszy raz przebiegłam tak długi dystans, postanowiłam spróbować jeszcze raz. NIE JEM SŁODYCZY. KONIEC. TRZEBA WALCZYĆ Z NAŁOGIEM. I od tego dnia nie miałam w ustach ani kostki czekolady czy kawałka ciasta. Moja walka z obżarstwem i zaburzeniami odżywiania stała się łatwiejsza. Oczywiście na początku nie było łatwo. Nieraz godzinami myślałam o tym, żeby zjeść COŚ NAFASZEROWANEGO CUKREM. Śniła mi się góra batonów. Jednak z tygodnia na tydzień było coraz łatwiej. Nieustanna ochota na słodycze nachodziła mnie coraz rzadziej.
Po prawie półrocznej przerwie w jedzeniu słodyczy mogę już powiedzieć, że mój organizm się od nich odzwyczaił i to jest piękne - cudowne doświadczenie.
Ludzie różnie reagują na to, jak za każdym razem, gdy ktoś częstuje mnie słodyczami, odmawiam. Zwykle nie tłumaczę się jakoś. Grzecznie podziękuję, Niektórym wspomnę, że nie jem słodyczy. Jak ktoś zapyta dlaczego i czy w ogóle, to mówię: ,,A, tak po prostu :)" albo ,,bo dobrze się z tym czuję".
Kiedyś nawiązała się ciekawa, humorystyczna dyskusja miedzy moimi dobrymi znajomymi:
- Poczęstuj się - kolega wyciąga w moją stronę czekoladę.
- Nie dziękuję - odpowiadam.
- Ale poczęstuj się. Naprawdę nie masz ochoty?
- Nie. Nie jem słodyczy.
- No nie wierzę, że nie chcesz! Jak można nie jeść czekolady!
- No normalnie. Nie mam ochoty! Nie mam nawet pokusy, by ją jeść.
Potem drugi kolega mówi do pierwszego:
- Nie rozumiesz?! To jest świętość - brak pokusy!
I tak właśnie jest. Nie mam już ślinitoku na widok jakiegokolwiek sztucznie przetworzonego nacukrowanego jedzenia. Zwyczajnie już od dawien dawna ochota na jakiekolwiek jedzenie zawierające cukier mi przeszła. Co mam na myśli mówiąc ochota? Po prostu chęć zjedzenia. ,,jak dobrze byłoby zjeść ciastko".
Zapachy domowych ciast, drożdżówek, pączków też mnie nie ruszają. Nawet ich nie lubię. Czasami jedynie rozpala mnie ciekawość: ,,Ciekawe czy smakowałaby mi teraz czekolada, gdybym jej spróbowała" lub ,,ciekawe czy gdybym teraz sięgnęła po słodycze, to znowu stałaby się głównym jedzeniem napędzającym moje obżarstwo". Ale nie chcę tego sprawdzać. Chcę tylko zaznaczyć, że takie myśli czasami pałętają się po mojej głowie.
Oczywiście nie wiem, co będzie dalej. Czy nie stanie się tak, że kiedyś znów zamknę się w łazience z torbą słodyczy. Na razie niezmiernie się cieszę z mojego małego cudu, który się wydarzyło i dziękuję Bogu za to, co się stało.
Nie mówię, że każdy człowiek mający problem z kompulsywnym jedzeniem musi odstawić słodycze. Nie, nie! Nie o to chodzi! Opowiadam o swoim doświadczeniu. To ja wybrałam taką drogę i widzę, że jest dla mnie właściwa. Każdy musi rozpoznać, co dla niego jest najlepsze. Czy jedzenie
wszytskiego z umiarem, czy całkowita rezygnacja z niektórych pokarmów.
Pokusa dotyka człowieka przez zmysły i pamięć. Gdy czegoś nie robiliśmy dawno pokusa zostaje
osłabiona śladem niepamięci. Nasze zapominaniu niweluje pokusę. Piękne jest też to, że z biologicznego punktu jedzenia ludzki organizm potrafi przyzwyczajać się i jednocześnie odzwyczajać od pewnego jedzenia.
A teraz co jeszcze zaaobserwowałam, od momentu niejedzenia słodyczy.
Co mi jeszcze dała dieta bezcukrowa?
- mniej problemów z trawieniem
- ładniejsza cera
- większa odporność
- zdrowsze zęby
- ogólnie lepsze samopoczucie
- więcej energii
- większy apetyt na świeże owoce i warzywa
Dodam jeszcze, że nie jem białego cukru w postaci wszelkich słodyczy i nie dodaję go do żadnych potraw. Gdy kupuję coś w sklepie zwykle czytam etykiety i gdy widzę w składzie cukier, odstawiam na półkę, nawet gdy jest to tylko sałatka. Ogólnie kupuję jaknajmniej przetworzonego jedzenia. Szczególnie staram się omijać z daleka produkty z syropem glukozo-fruktozowym, ponieważ zauważyłam, że wywołuje u mnie wielka ochotę na jedzenie, mimo zjedzonego posiłku. (Upośledza hormon sytości.)
Słodki smak mam w owocach. Smak jabłkowy, bananowy, pomarańczowy.. Czasami równieź zjem trochę miodu. I tyle słodkości mi wystarczy.
Bo najsłodsza na świecie jest słodyczowa wolność.