środa, 26 lutego 2014

Chcica

Dziś był dzień obżarstwa. Tak, to prawda. Pokusy walczyły o mnie, a ja dałam się zwieść. Kilka błędów w tym głównie rezygnacja z wieczornych ćwiczeń stała się przyczyną mojego napchania brzucha do granic możliwości. Owszem, nie będę tragizować, bo oczywiście bywało gorzej.

Teraz gdy rzuciłam słodycze i na razie nie powróciłam do ich jedzenia (daj Boże jak najdłużej!), moim najsłabszym punktem jest pieczywo, choć wcześniej też było. Wszelkiego rodzaju pieczywo. Bardzo rzadko się zdarza, że zjadam je w normalnych ilościach. Całkowite odstawienie go byłoby łatwiejszą drogą. Jednak ciągle próbuję nauczyć się je jeść z umiarem, ponieważ wiem, iż jest zdrowe i zdaję sobie sprawę, że to podstawowy element diety w naszej kulturze europejskiej. Jednak mam dylemat, jak rzeczywiście traktować pieczywo.

Mój mózg, moje myśli, moja głowa wołają jednym wielkim głosem J-E-Ś-Ć !!!!. Mam chcicę - wielką chcicę na żarcie, by sobie dogodzić - zrobić wszystko dla tych kilku sekund i minut poczucia ulgi, zaspokojenia, rozkoszy.. By się obeżreć do granic mojej fizycznej możliwości... I nieważne, że już czuję się jak wypchany balon.

A w międzyczasie tyle ludzi na świecie głoduje...

3 komentarze:

  1. Ja też uwielbiam pieczywo. To już taki nawyk wyniesiony z domu, że co to za jedzenie bez pieczywa. Teraz mogę zjeść tylko dwie małe porcje pieczywa dziennie i jest to dla mnie trudne, bo zawsze było ono podstawowym składnikiem mojej diety. Cóż, takie życie... :)
    Nie wypominaj sobie tego, że mocno się najadłaś. Trudno, zdarzyło się. Najważniejsze jest to, by potraktować to jako jednorazowy incydent i nie obwiniać się nadmiernie, bo to najprostsza droga do zajadania stresu. Bądź z siebie dumna, bo walczysz o lepsze życie. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja droga, ja też uwielbiam pieczywo. Niestety nie potrafię skończyć na jednej kromce czy bułce. U mnie pieczywo to zapalnik. Moje najdłuższe okresy bez ataków to właśnie wtedy gdy nie jadłam pieczywa w ogóle. Dla mnie chleb nie jest dobry, ciężko z tym się pogodzić bo na nim się wychowałam ale wole to niż bochenek chleba w żołądku. PoZdrawiam
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mam problemy z odchudzaniem. Nie mogę się zmotywować. To znaczy motywacja jest: cudowne, chudziutkie ciało, wzrost samooceny, dojście do ideału. Podsumowując odmiana życia na lepsze, dzięki czemu ja będę się czuć sama komfortowo i inni też będę mnie odbierać w lepszym świetle. Same plusy.... do czasu. Idziesz przez tą dietę, ćwiczeniami, z podniesioną głową, wysokimi aspiracjami i pojawia się ten dzień, kiedy czujesz zapach chleba, drożdżówki, ciasta albo takiej bułki, na dodatek PSZENNEJ, największe zło, dodatkowo z SEREM ŻÓŁTYM ( on jest taki pyszny) i pojawia się ta dyskusja w głowie:
    - nie mogę jeść, bo jestem na diecie.
    - ale w sumie to dlaczego nie?
    - bo chcesz mieć ładne, jędrne ciało
    -ale tylko raz, nic sie nie stanie
    -przecież chcesz mieć przystojnego faceta z super klatą. Jak chcesz wymagać od kogoś to zacznij od siebie
    -ale dlaczego tamta dziewczyna może, dlaczego każdy może to zjeść, TYLKO NIE JA?
    I to jest właśnie koniec tej dyskusji. KAŻDY MOŻE... No właśnie, to dlaczego ja nie mogę, jestem jakaś gorsza? Zaczynam jeść. Oczywiście na jednej bule sie nie kończy. Wyrzuty sumienia pojawiają się po 1- 2 dniach. Mam doła, zaczynam od nowa. Dziś właśnie zakończyłam moją dietę, tego typu sytuacją, która w sumie zaczeła się już w poniedziałek... Od jutra zaczynam od nowa głodówką i oczyszczeniem organizmu. Nie wiem co mam już robić. Na prawdę chce już dotrzeć do celu. Codziennie ćwiczę przynajmniej 2 godz. Gdy chudnę w końcu 1-2 kilo, jestem zbyt pewna siebie i pozwalam sobie, za bardzo. Łamie małe reguły, co kończy sie następną porażką.

    OdpowiedzUsuń