Tonę w objęciach jedzenia... ZAKLINOWANA.
Czuję, że nie dam rady zacząć od nowa, jeśli nie zrezygnuję z jedzenia pieczywa. To mój główny zapalnik. Nie istnieje on dla mnie w normalnej porcji. Nie potrafię zjeść 2/3 kromek. Zawsze kończy się na tym, ile akurat widzę przed oczami. Bochenek, kilka bułek naraz. I właściwie to przede wszystkim nim się objadam. Nic innego mnie tak nie wciąga. To takie przykre, że "nasz powszedni chleb" z modlitwy stał się moim uzależnieniem... Zwykle nie czuję przymusu jedzenia, do momentu jak nie sięgnę po pieczywo. Chciałabym więc spróboać go nie jeść. SPRÓBOWAĆ KOLEJNY RAZ. Wiem, że to bardzo trudne. Zdaję sobie sprawę, że chleb jest zdrowy, że wcale nie jest tak, iż należy się go wyrzec w celu zdrowego odżywiania. Ale może to dla mnie dobra droga, przynajmniej tymczasowa. Jest mnóstwo innego jedzenia, które mogę jeść w zamian za nie. Nie muszę z tego powodu głodować. Być może mój organizm będzie w stanie się od pieczywa odzwyczaić, podobnie jak od słodyczy. Spróbuję. Nie wiem czy to jest do końca mądre, ale nie widzę dla siebie innego wyjścia w tym momencie.. Chcę dobrze, nie chcę krzywdzić już swojego zdrowia i marnować życia na jedzeniową obsesję.. Może tędy droga?!