sobota, 26 października 2013

Porażki są częścią sukcesu

Udało mi się przeżyć kilka kolejnych dni w wolności po obżarstwie z poprzedniej soboty, kiedy to żarłam w nocy.. Wszyscy już w domu spali.. a ja nie mogłam odejść od lodówki. Przymus jedzenia był tego dnia wszechogarniający. Wepchałam w siebie między innymi cały bochenek chleba...
ALE
Następnego ranka obudziłam się.. i postanowiłam sobie, że dziś zrobię wszystko, aby nie przeciągnąć obżarstwa na kolejny dzień. Nie chcę ciągu. Przymus jedzenia był nadal bardzo odczuwalny, a przeszywający ból brzucha przypominał mi o tym co zrobiłam poprzedniego dnia. Jednak starałam się odrzucić wyrzuty sumienia i wszystkie złe myśli skłaniaące mnie do żarcia oraz żal z tego, że nie dotrwałam do miesiąca ze swoją abstynencją.
Trudno stało się - porażki są częścią mojego sukcesu. Potrzebuję porażek, by moja walka była wzmożona, by mieć większą czujność. W poprzednia niedzielę obudziłam się tylko po to, by robić same dobre i piękne rzeczy..
Zjadłam pożywne śniadanie, nie ulegając myśli, że przecież muszę odpukutować. Nie, głód mi nie pomaga w walce. Wybrałam się na Mszę, a Pan Bóg skierował me myśli na jeszcze właściwszy tor, nastrajając mnie do walki w tym jednym dniu.. BO LICZY SIĘ TYLKO DZIŚ

Mimo bólu brzucha tego dnia nie zrezygnowałam z zaplanowanego biegania. Mój organizm potrzebował dawki wysiłku fizycznego, a moja dusza domagała się wycieszenia, wsłuchania się w rytm własnego serca..

Sport - bieganie - to moje narzędzie od Pana Boga, przy pomocy któego mogę wygrywać z obżarstwem, zyskując przy tym niezliczoną ilość inncyh korzyści.

Jedna porażka to nie koniec. Jestem człowiekiem, tylko człowiekiem.

Walczę ja, walczycie i Wy moi dordzy czytelnicy. Wierzę, że wygramy. Naprawdę wierzę i tą wiarą chcę się z Wami dzielić każdego dnia.

niedziela, 20 października 2013

Kryzys po rekordzie

Ostatnio w moim życiu wydarzył się cud. Pobiłam rekord w dniach wolności od obżarstwa od czasu 17 miesięcy. Nie miałam ataku od 27 dni. Wyjechałam na studia, weszłam w nowe otoczenie, odcięłam się w ten sposób niejako od przeszłości - przestałam myśleć o tym całym bólu jaki przyniosła mi choroba.. Przestałam też myśleć o niej. Trenowałam regularnie bieganie, jadłam gdy byłam głodna i starałam się trzymać ustalonych metod walki.
Niestety nie dotrwałam do całego miesiąca..
Dziś nastąpił atak. Obsesyjne myśli o obżarstwie, okropne pokusy i przymus urządzenia sobie uczty jedzeniowej - wypchania się do granic możliwości chodziły za mną od dwóch dni.. aż mu uległam. Nie dałam rady.. Nie wytrzymałam napięcia emocjonalnego.. tego drżenia.. Jakaś chora siła pcha mnie ku lodówce.. Nie mam świadomości ile zjadłam a chcę więcej, więcej i więcej.. żeby tylko jeść, jeść.. Wszystko nagle przestaje mieć znaczenie. Nawet mam wrażenie, że mogłabym olać zajęcia na uczelni, nawet zrezygnować z nauki, tylko dlatego, żeby zdusić to pragnienie, które z każdym kolejnym gryzem narasta i ustaje tylko na moment jedzenia. Moje myśli, cele i pragnienia sprowadzają się tylko do żarcia...Czuję się jakby ktoś zabrał mi wolę decydowania.

proszę Boga by pomógł mi szybko powstać
by uchronił mnie od ciągu..
nie chcę czarnej dziury
nie chcę myśleć, że moje życie już nie ma sensu