Abstynencja i brak abstynencji.
Normalne jedzenie i obżeranie do granic możliwości.
Życie w normalności i życie w ZATRACENIU
To w jakim jestem stanie ducha, w znacznej mierze uzależnione jest od tego, czy trwam w abstynencji czy nie. Czasami tylko sprawa jedzenia staje się wyznacznikiem mojego samopoczucia i tego jak wygląda mój dzień. Inne problemy wydają mi się błahostkami na tle uzależnienia. Moje życie całe podporządkowane jest jednej sprawie. Sprawie jedzenia. I to mnie przeraża. Ale taka jest prawda. Muszę stanąć w tej prawdzie przed sobą.
Gdy się obźeram zalewa mnie ciemność... Tracę jakby zdolność rozsądnego myślenia. Cały świat widzę w ciemnych barwach.. Nie ma radości, jest smutek, rozpacz, przygnębienie, niechęć do wszystkiego... W duszy pozostaje ból, niezgda na swoje życie i wołanie o pomoc... Poczucie braku kontroli nad swoim życiem i wstręt do własnego ciała towarzyszą mi tak silnie, że gaśnie we mnie miłość. Obowiązki zostają zaniedbane. Inni ludzie przestają się liczyć, zostaję ja sama ze swoim grzechem.. Jestem w ciemnej dolinie.
Gdy udaje mi się powstrzymać od ataków obżarstwa, życie toczy się normalnym torem. Jest we mnie radość życia. Skupiam swoją uwagę na czynieniu dobra. Mam wiele chęci do życia... Jest we mnie wiele energii do działania. Nie patrzę z obrzydzeniem na własne ciało.
Nie mam żadnej korzyści z obżarstwa i mam same korzyści z abstynencji. Wniosek prosty i klarowny, jednak ta moja ogromna świadomość go, nie powstrzymuje mnie...
Boże, ja juź nie chcę takiego życia.
To musi się kiedyś skończyć.
Nigdy nie przestanę MARZYĆ o WOLNOŚCI.
Choć moja nadzieja oscyluje, zbliżając się momentami do punktu zera.
Moja rozpacz zawsze spotyka Boga, który jest tą NADZIEJA.