sobota, 4 stycznia 2014

Mieć dość?!

Czasami człowiek ma po prostu dość. Tak zwyczajnie po prostu dość.
Siebie samego...
                        Życia...
                                Wszystkiego....
Nie widzi już kropelki nadziei.
Wszystko wydaje się bezsensem.
Przed oczami ma tylko ciemność.

Ileż to razy łapałam się na myśleniu, że moja walka nie ma sensu, bo choćbym nie wiem jak bardzo się starała, to i tak wszystko po krótkim/dłuższym czasie wraca. I tak ogólnie rzecz biorąc jest porażka. I tak jest mój nałóg. Moja choroba. I tak od kilkudziesięciu miesięcy... Ciągle to samo. Moja cierpliwość ma swoje granice i często mi jej po prostu brakuje.

To takie ludzkie, że czasami smutek człowieka sięga zenitu i przerażeni sobą samym chcemy się poddać - zaprzestać walki i wszelkich starań na to, by iść w stronę wyzwolenia.
Nie możemy ocenić, jak naprawdę źle, o ile gorzej byłoby, gdybyśmy się starali mniej lub w ogóle. Nasze rezultaty nie są obrazem naszych starań, I na odwrót. Choć wiadomo, że są współczynnikiem znacznie wpływającym (może i najbardziej znaczącym?!) na to, jak daleko oddalamy się od zła i nie możemy sobie wmówić, że tak nie jest, bo to już niesie za sobą pokusę nicnierobienia i zwalania wszystkiego na Boga.

Często mówię, że mam dość. Ale zawsze w takiej chwili poddania się i rozpaczy po jakimś czasie moja bezsilność natrafia na Boże miłosierdzie... I kiedy myślę, że to już chyba niemożliwe, On pokazuje mi nadzieję. Nie mogę się poddać ze względu na Boga. Jeśli bym się poddała, to byłoby to jednoznaczne z odrzucenie Boga - z uznaniem tego co On mówi za kłamstwo.

,, Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe». "
Mt 19,26


Postanowiłam znowu zacząć liczyć moje dni wolności od zera i walczyć - codziennie walczyć o każdy dzień.

4 komentarze:

  1. Jak następny post będzie pesymistyczny to dostaniesz ode mnie kopniaka! Na pewno Twoje życie nie jest pozbawione radości, więc może spróbuj skupić się na tym co przyjemne, miłe, wtedy problemy odejdą na drugi plan? Uwierz, że wiem co mówię, bo sama jestem w podobnej sytuacji! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten post.
    Dziś właśnie tak myślałam. Myślałam, że ja już nie mam siły upadać, nie mam siły się podnosić, no bo po co skoro za 2 kropki znów będę leżeć? Daremny trud?
    Ale kolejny raz wstaję. Też będę walczyć o każdą godzinę wolności. Nie dlatego, że czuję się silna, nie dlatego że potrafię, a dlatego, że dla mnie po prostu nie ma innego wyjścia. Jeśli odpuszczę to oddam nałogowi całe życie, a tak wydrę mu kilka (oby jak najwięcej) chwil.
    Pozdrawiam Ciebie Trzcinko i wszystkich Walczących Żarłoków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój wpis. Cieszę się, że nie przestajesz walczyć. Nie możemy się poddać, bo jak napisałaś, byłoby to równoznaczne z oddaniem życia nałogowi.
      Życzę CI jeszcze większej woli walki! :)

      Usuń
  3. Poruszyło mnie to co napisałaś - nie wiadomo jacy bysmy byli, gdybyśmy nie walczyli...walka to mój brat, nieodłączny towarzysz od tylu już lat, ale nigdy przenigdy nie poddałam się, moją ostatnią deską ratunku, a powinna być pierwszą jest Bóg. Pozdrawiam...Hanka

    OdpowiedzUsuń