czwartek, 14 sierpnia 2014

Nie wytrzymałam

Zrobiłam to. Nie mogę w to uwierzyć, ale zrobiłam to. Obżarłam się. Inaczej tego nazwać nie mogę. Jak można wpakować do siebie w ciągu pół godziny tyle jedzenia?! Dwa bohenki chleba??? I nic nie czuć.. Nic. Jakby ktoś wyłączyć w mojej głowie czujnik sytości. A co gorsza dalej pragnę... Mam wrażenie, że mój koszmar wrócił.. że to tylko złudzenie, iż jest dobrze. Jeśli chociaż przez chwilę chciałam siebie nazywać zdrową ,,byłą anorektyczką i jedzenioholiczką", to się myliłam. Może to było tylko dwa i pół miesiąca lepszego życia? Może wcale NIC mi się nie pozmieniało w tej mózgownicy apropo mojego traktowania jedzenia?

Mam ochotę napluć sobie w twarz.. Krzyknąć, że jestem beznadziejna, bo nawet jeść normalnie nie umiem... Chcę sobie powiedzieć, że zniszczyłam moją abstynencję - moją wolność - to, na co tak długo pracowałam. Nie, nie chodzi mi o szczupłą sylwetkę. Absolutnie! Chodzi mi o moją wolność. Wolność mojego ducha od nałogu obżarstwa.

Wiem, że teraz będzie ciężko powstać. Strach przed jedzeniem wróci. Tymczasem życie stawia przede mną nowe zadania i obowiązki. Mnóstwo pracy. Nie mogę niszczyć tego wszystkiego moim żarciem. Nie mogę marnować czasu na żarcie. Nie chcę przejadać życia i znowu tkwić w tym psychicznym dole.

,,Zmiłuj się nade mną, Boże, według miłosierdzia Twego, według wielkiej litości Twojej, zgładź nieprawości moje". Ps 51,3

2 komentarze:

  1. Droga Trzcinko, upadki zdarzają się zawsze. Przegrałaś tylko bitwę, wojnę na pewno wygrasz. Dziękuję Ci za tego bloga, piszesz dokładnie to co doświadcza każda z nas. To co przeżywasz jest mi bardzo bliskie, bardzo dobrze ubierasz to w słowa. Twoja wiara w Boga jest bardzo silna, ja jestem ateistką i nawrawdę czasem ciężko mi zrozumieć, jak modlitwa może pomagać. Mi nigdy nie pomagała, nigdy nie potrzebowałam kontaktu z Bogiem. Dla mnie jest to co tu i teraz, to my jesteśmy kowalami swojego losu, wszystko od nas zależy.

    OdpowiedzUsuń
  2. I właśnie to jest moment próby. Nie porażka, upadek, ani zniszczenie wolności. Bo problem nie tkwi w tym, że się obżarłaś, ani tym bardziej, że przytyjesz (bo jak sama piszesz to nie ma znaczenia). Problemem jest to w jaki sposób Ty o tym myślisz. Mi też zdarza się teraz więcej zjeść, a czasem ciągiem zupełnie chaotycznie. Wczoraj wciągnęłam 2 drożdżówki i bagietkę czosnkową, a bardzo późnym wieczorem (mimo nie odczuwania głodu) ogormną kolację. Coś na co wcześniej bym sobie nie pozwoliła, coś co kazałoby mi się rozgrzeszyć, następnego dnia więcej ćwiczyć lub się przegłodzić, ale nie... Ja wiem, że to się zdarza i jest całkiem normalne. Wierz mi, że zjedzenie 2 bochenków chleba zdarza się też osobom zdrowym, ale one w tak chory sposób na to nie patrzą, nie skupiają się na jedzeniu. Powinnaś mieć świadomość, że jakimkolwiek "holikiem" jest się do końca życia, nawet jeśli przestaniesz liczyć dni wolności/abstynencji. Ja nadal jestem bulimiczką, mimo iż nie wymiotuję. I nie wiem od jak dawna. Nie mniej jednak wiem co czujesz. Nadal odczuwam ten hm strach, wstęt, żal, zwątpienie, ale te odczucia już nie są tak silne jak kiedyś. Właśnie dlatego, że uczę się nie przejmować pewnymi rzeczami. Zapomnij. To nic nie znaczy. Żyjesz, a jutro będzie kolejny dzień. A w kwestii nieodczuwania sytości jest tylko jedna opcja - zjadłaś coś co nie było naturalne. Ja kiedyś też nie czułam sytości, ale teraz wiem, że jadłam świństwa, a co więcej nie chciałam czuć sytości.

    OdpowiedzUsuń