środa, 10 grudnia 2014

Niemoc

Upadłam..
Czuję totalny brak sił.
Jedyne czego pragnę, to kolejna porcja jedzenia.
Paraliżuje mnie strach.
Boje się jeść, bo każdy posiłek może skończyć się atakiem.
Przeraża mnie to, co robie.
Boje się siebie.
Czuję obrzydzenie do swojego ciała.
Obrzydzenie do swoich uczynków.
Obrzydzenie sobą...
Nie moge skoncentrować sowjej uwagi na czymś innym...
To co się dzieje, to moja jedna wielka niemoc.

Mój drogi Boże, pomóż wstać. 
Nie chce taplać się w błocie. 
Chcę życia dobrego, wolnego.

Czy jest szansa, że kiedykolwiek na dłuższy czas uda mi się definitywnie skończyć z obżarstwem?
Ileż razy zadaję sobie to pytanie.. O niczym innym nie marzę..
Jednak zawsze pytanie to pozosotaje bez odpowiedzi.

11 komentarzy:

  1. Dodałem komentarz do Twojego poprzedniego postu, nawet nie odpowiedziałaś. Trudno oprzeć się wrażeniu czy Ty w ogóle chcesz sobie pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chętnie się dowiem, jak sobie poradziłeś. :)

      Usuń
  2. JEST SZANSA ! JEST ! PROSZĘ UWIERZ W TO ! CZY JEST COŚ CO BYŁOBY NIEMOŻLIWE DLA PANA ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, ale jestem człowiekiem, który w trudnych momentach traci nadzieje.
      słowa samego Jezusa: ,,U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga, bo u Boga wszystko jest możliwe". Mk 10,27

      Usuń
  3. Nie zapominaj, że upadki zbliżają Cię do celu. Z im większą siłą upadasz, z tym większą masz szansę wstać, czy nawet odbić się od dna. Mnie osobiście każde takie obżarstwo w dalszej perspektywnie, wzmacnia. Za każdym razem zastanawiam się dlaczego to zrobiłam i często widzę jasne przyczyny, które uparcie eliminuję. Od najbardziej banalnych typu zbliżający się okres, niewyspanie, podły nastrój do tych bardziej skomplikowanych jak skupienie uwagi na samym jedzeniu, które wówczas spożywam (chociażby wydawało mi się to wszystkim, co jest pod ręką, zawsze to jest to, a nie coś innego), czy zajadanych emocji, które sama przed sobą chcę wówczas ukryć. I rzecz najważniejsza. Musisz mieć w życiu coś, co istnieje niezależnie od upadków. Coś, co sprawi, że nie będziesz spadać niżej nż to potencjalnie możliwe. Ja wybrałam bieganie i unikanie pewnych składników żywności. To jest takie moje światełko w tunelu.
    Jeszcze apropo Boga... Ja wiem jaka jest nauka kościoła, ale nie można swojego ludzkiego życia zostawić, wierząc, że wydarzy się cud. Cud też jest pojęciem ludzkim, a Boga jako wszechobecną moc ma każdy w sobie. Trzeba się tylko nauczyć korzystać z tej siły. Ja sama jeszcze nie potrafię, ale głęboko wierzę, że podążając za czystą prawdą, i to mi się kiedyś uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że autorka blogu wciąż pisze o cudzie i o tym jak jej ciężko, a tak naprawdę to jej ten stan aż tak nie ciąży, skoro nie chce skorzystać z fachowej opieki, a wyłączne żalenie się na blogu jej nie wyleczy.

      Usuń
    2. Takimi komentarzami jej na pewno nie pomożesz... Czy Ty w ogóle rozumiesz o czym ona pisze? Czy przez to przechodziłeś(aś)/przechodzisz? Poza tym to jej blog i ma prawo się żalić. Zanegowałabym też "fachową pomoc". W tym przypadku największe znaczenie ma człowiek sam dla siebie. Nikt nie sprawi przecież, że przestaniesz się obżerać...
      W kwestii proponowanej przez Ciebie "diety" (jeśli Anonimowy z poprzedniego posta to Ty) - nie uważam, by jakakolwiek dieta była w stanie pomóc jedzenioholikowi. A już na pewno nie taka oparta na głodzeniu, czy wyznaczaniu sztywnych ram godzinowch posiłków. I nie zrozum mnie źle. Po prostu wiem jak autorka bloga się czuje i przez co przechodzi.

      Usuń
    3. Też jestem zdania, że "fachowa pomoc" niewiele zdziała , bo wszystko siedzi w człowieku. Sama zmagałam (zmagam) się z tym problemem i muszę przyznać, że od długiego już czasu jestem "czysta" ,bo przestałam zwracać uwagę na to co jem, pilnować diety itp.. nie ukrywam też, że bardzo pomaga mi wiara i modlitwa :-)

      Usuń
    4. Doskonale wiem przez co przechodzi - odkąd pierwszy raz przeszedłem na dietę, żeby wyglądać dobrze 3 lata temu całe moje życie zaczęło się kręcić wokół jedzenia, co zapoczątkowało zaburzenia jedzeniowe aż w końcu przerodziło się w kompulsywne obżarstwo. Znam ciągi jedzeniowe, wydawanie fortuny na jedzenie, nie wychodzenie z domu w poczuciu przegranej bo nawpieprzaniu się od rana, pielęgnowanie głodu, by rozpoczęcie ciągu sprawiało jeszcze większą "przyjemność". Znam uczucie, kiedy niewielka ilość pieniędzy nie była przekładana na to, że nie wyjdę gdzieś ze znajomymi albo nie kupię czegoś do czytania a pytanie obijające się w głowie "CO BĘDĘ JEŚĆ". Napisałem o stylu żywienia wcześniej z prostego powodu - ja po prostu lubię dużo zjeść. Jedząc 5-6 posiłków dziennie uważałem na to co mam na talerzy. Teraz tego problemu nie mam, jedzenie sprawia mi przyjemność, nie przybieram na wadze, a życie wydaje się lepsze. Jeśli nawet nie autorka nie potrafi się odnieść do tego, wciąż pisze i pisze o tym jak jej źle i nie chce z nikim o tym porozmawiać, to pisaniem "Boże kiedy to się skończy" tylko pogłębia swój stan.

      Usuń
    5. Uważam, że to, co napisałaś apropo Boga nie kłóci się z moim chrześcijańskim patrzeniem.
      1. Bóg powołał człowieka do życia i działania. Za modlitwą o coś powinno iść działanie w tym kierunku. Nasza praca, która dzięki wierze i pomocy Boga może być bardziej owocna.
      2. Cud to bardzo szerokie pojęcie. Na pewno potrzeba do niego Bożej interwencji, ale kto powiedział, ze nie człowieka? Na przykład modlitwy i wiary człowieka.
      3. Ten, kto wierzy w Boga ma Go w sobie, bo Bóg z nim współdziała. OczywIście nie jest to równoznaczne z tym, że człowiek jest Bogiem.

      Też staram sobie tłumaczyć, że potrzebuję tych upadków. To też fragment drogi, którą idę :)

      Usuń
  4. Każdy dodaje Ci słowa wsparcia i otuchy - ja też coś dodam. NIE POTRZEBUJESZ TYCH UPADKÓW, PRZESTAŃ TO SOBIE WMAWIAĆ I ZEJDŹ Z TEJ DROGI! Ja też jestem katolikiem i modlę się. Zauważyłem jednak, że bezwiedne i bezgraniczne zawierzenie mojego nałogu Bogu zdaje egzaminy tylko na krótką metę. Czy pomyślałaś o Nim na sekundę przed rozpoczęciem ciągu? No właśnie. Musisz znaleźć przyziemny sposób, który Cię powstrzyma przed jedzeniem. Ja wybrałem jeden z brutalniejszych. Przy każdej myśli o jednym ze swoich zapalników w głowie odzywa się automatycznie głos "jesteś chory, zawsze już będziesz, tak jak nigdy nie wypijesz Dom Perignon rocznik 1995 tak nigdy już nie zjesz niektórych rzeczy". Staram się znajdować zdrowe zamienniki jedzeniowe jako nagrody, np. po treningu po 18-godzinnym poście. Nawet patrząc na pozytywną zmianę sylwetki w lustrze nie rozpływam się nad tym - to nie jest cel, to nieważne, będę chory na kompulsywne jedzenie do końca życia. Nie ważny jest wygląd, ale to czyste uczucie i za to w szczerych chwilach radości dziękuję Bogu. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń