czwartek, 7 listopada 2013

Pokusa nieodparta

Dzień zapowiadał się pięknie. Gromki deszcz przestał padać. Z nieba leciała tylko drobna mżawka. Ciągnęło mnie na trening. Perspektywa biegania przed kolejnymi zajęciami na uczelni wydawała mi się piękna. Pełen relaks. Czysta przyjemność. Buty do biegania czekały już na mnie przygotowane.

Jednak tego dnia w mojej głowie równie silno siedziała druga myśl. POKUSA rozlewała się na wszystko inne... WIELKA POKUSA, która gości w mojej świadomości zważywszy na mój nałóg - bardzo często niemalże nieprzerwanie choć z rożną siłą.. Od kilku dni jednak siedziała szczególnie mocno. Kilka razy też jej uległam - ale bez obżarstwa. Mogłam sobie wybaczyć te kilkadziesiąt nadprogramowych kalorii. W końcu nie chcę zajmować się obsesyjnym myśleniem o tym co zjadam, a co nie.. Na wagę nie staję od kilku tygodni. Nie chcę myśleć o odchudzaniu, bo ten świat pachnie mi złem.

Dziś było inaczej. Pokusa była silna... bardzo silna.. Przelała się prawie na całą moją świadomość, tak że w jednym momencie nie myślałam już o niczym innym - tylko widziałam siebie z górą jedzenia...Ponadto byłam sama. Miałam siedzieć sama kilka godzin. Przebywanie w pojedynkę z samym sobą jest dla mnie pierwszorzędną okolicznością, która sprzyja obżarstwu.

I stało się pokusa wygrała. Przegrałam. Zamiast pójść na trening i cieszyć się kolejnym dobrym postępem w bieganiu, wyjadłam wszystkie swoje zapasy. Jeszcze zdążyłam zalecieć do sklepu i wydać parę złotówek.
Teraz zamiast zmywać pot z mojego ciała po treningu i szykować sobie normalny obiad.. a potem uczyć na następne zajęcia.. - cierpię... cierpię z przepełnienia.. Moje ciało wyraźnie daje znak, że cierpi. Skóra na moich rękach wydaje się jakaś szorstka i dziwnie ciepła. Gdy się schylam czuję jakby całe moje wnętrzności spinał wielki pas. Mam wrażenie, że puchnie mi twarz. Gdy zaś wychodzę po schodach, kręci mi się w głowie.

Zastanawiam się jak to jest z tą pokusą.. Czy ciągła chęć jedzenia to krzyk mojego uzależnionego mózgu czy po prostu POKUSA pochodząca od złego. Obstawiam, że jedno i drugie. I czy istnieje coś takiego jak pokusa, której za nic nie da się przeskoczyć?!

Wiele osób mówi mi, żebym obserwowała siebie i próbowała wydedukować, w jakich sytuacjach pojawia się mój przymus jedzenia. Myślę na tym, ale naprawdę ciężko wpasować mnie w jakieś schemat.. Bywa przeróżnie. Na pewno skrajne emocje powodują, że czuję wielką potrzebę odreagowania ich za pomocą jedzenia. Ale wiele razy nie czuję nic szczególnego, a myśli o jedzeniowych ucztach gonią mnie, atakując moje marzenia. Gonią mnie, chcąc odebrać mi radość życia - doprowadzić mnie na duchowe dno.

I co wtedy?
(Chyba najlepiej przed nimi dosłownie uciekać - w biegu..

1 komentarz: