piątek, 6 grudnia 2013

Życie jest walką

Historia znowu zatoczyła koło. Ostatnie dwa dni ataków przypomniały mi moje najgorsze chwile zmagań z obżarstwem. Z przykrością uświadomiłam sobie dziś, że moje nowe miejsce zamieszkania jest kolejnym miejscem, które kojarzy mi się z moimi schematami żarłoka. Na początku studiów to była nowa przestrzeń, gdzie miałam, jak mi się wówczas wydawało, rozpocząć nowe życie i oderwać się od przykrej przeszłości z chorobą. Teraz te pobliskie sklepy znają już moje zakupy z nerwowymi rękami za ostatnie pieniądze. Panie w piekarni wiedzą, że czasami robię dziwnie wielkie zakupy. Te ulice znają moje cele i podążania za nałogiem. Mój pokój zna zapach obżarstwa i przekręcanie kluczyka, gdy zamykam się w nim, aby nikt nie przyłapał mnie na żarciu.

Tam gdzie jestem ja, tam jest obżarstwo. Trudno mi wskazać miejsce, które nie pamięta moich ataków..

Czy powinnam pytać dlaczego jest znowu jest źle i dlaczego historia zatoczyła swe koło?

Czy odpowiedzią jest, że życie jest walką? Każdy przecież walczy z grzechem, z ludzkimi słabościami. Na tym polega życie. Nie może być łatwo i przyjemnie skoro nagrodą ma być niebo - wieczne obcowanie z Bogiem. Czy to nie nasze starania, a nie rezultaty, są miarą naszej miłości? Może to właśnie ze starań - trudu, jaki włożymy w pracę nad sobą - zostaniemy rozliczeni? Rezultaty nie odzwierciedlają rzeczywistej pracy, bo każdy startuje z innego punktu, w innych okolicznościach, a w dodatku z innym wyposażeniem. Nie można od tak po prostu sądzić kto ma gorzej, kto się mniej czy bardziej stara. Miłość nie podlega ocenie.

By każdy z nas mógł powtórzyć za świętym Pawłem:
,,Stoczyłem piękną walkę, bieg ukończyłem, wiary dochowałem. Teraz już czeka mnie wieniec sprawiedliwości. W owym Dniu poda mi go Pan, sprawiedliwy Sędzia, a poda nie tylko mnie, ale wszystkim, którzy umiłowali Jego przyjście."
2 Tm 4,7-8

7 komentarzy:

  1. Pieknz wpis, choc lekko smutny dla mnie. Przede mna matura i wyjazd na studia. Przez odzarstwo, ciagle myslenie o jedzeniu zawalilam moje dobre oceny, moje ambicje legly w gruzach bo skoro nie potrafie poradzic sobie z jedzeniem i sama soba to jak poradze sobie na UM. Ja jednak nadal mam nadzieje, ze moj wyjazd z patologicznego domu zmieni wszystko. Piekny wpis! Bede wpadala tutaj regularnie i mam nadzieje czytala coraz lepsze wiesci :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteśmy siostrami w chorobie...
    Mam coraz więcej wątpliwości. Czy to nie nadużywanie Bożego miłosierdzia- już kolejny rok idę do spowiedzi z tym samym grzechem. Nieumiarkowanie to przecież grzech ciężki. I nie jestem w stanie wytrzymać nawet tygodnia bez ataku. Mimo obietnic, zarzekania się... Takie błędne koło. Jak mogę potem iść do Boga, przyjmować go do serca i prosić o wybaczenie? Czuje się z tym tak obłudnie, a jednocześnie wiem, że gdybym przestała przystępować do komunii byłoby coraz gorzej i gorzej...
    Dlaczego nie można zrzec się własnej wolnej woli (o ile przy naszej chorobie ona jest "wolna") i przekazać ją Bogu? Jak uwierzyć, że nasz krzyż nie jest za ciężki? Jak mieć nadzieję na niebo, gdy jestem coraz bardziej przekonana że czeka mnie potępienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj kochana! Cieszę się, że mnie znalazłaś, a ja Ciebie! :)
      Twoje wątpliwości są moimi wątpliwościami. Wiem jak to jest nie móc wytrzymać tygodnia - miesiące mojego życia upłynęły w taki sposób.
      Co do wolnej woli, to choroba (nałóg) polega właśnie na zaburzeniu jej funkcjonowania. Trzeba umieć rozróżnić, kiedy podchodzić do grzechu jako rzeczywiście grzechu ciężkiego, a kiedy jako choroby.
      Ja wierzę, że Pan Bóg nie daje nam za ciężkich krzyży.
      Jeśli mamy w świadomości, że możemy nadużywać Boże miłosierdzie, to raczej daleko nam do rzeczywistego nadużywania go.

      Trzymaj się z Bogiem!

      Usuń
  3. Kochanie.... Trafiłam na Twój blog po tymbark wpisalam do wyszukiwarki jak przerwać ciąg obzarstwa . Czytałam, czytałam i płakałam. Serce rozrywło mi się ba kawałki. Cczułam się jakbym to sama napisała. To wielkie cierpienie i bezsilność. Dziękuje Ci za ten blog bo poczułam że buenos jestem sama w tej walce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie jesteś sama. Oj, nie jesteś.. I mnie wzruszył Twój wpis.
      Życzę CI mnóstwo wytrwałości w walce!

      Usuń
  4. Witaj kochana, ja też większość mojego życia (a mam prawie 22 lata) zmagałam się z objadaniem się,w miedzyczasie wpadł epizod anoreksji, potem kompulsywne obżarstwo i bulimia.. Czasem jak czytam Twojego bloga, to jakbym czytała o sobie z tego okresu.. teraz jest lepiej.. pomogła modlitwa o uzdrowienie i łaska Miłosiernego Boga.. dziś mija kilka miesięcy od tamtej modlitwy i już się nie przejadam, ale z kolei teraz męczą mnie obsesje na temat zdrowego odżywiania.. wiem, że gdybym znowu potrafiła zaufać Bogu na 100% i zaczęła współpracować z łaską Bożą.. pozdrawiam Cię serdecznie i ciepło, nie jesteś sama :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia być może przestanie zataczać koła kiedy się dotrze do źródła problemu i spróbuje te kwestie poukładać. ED nie ma się od tak, to nie jest tak, że jedni mają zdrowy stosunek do jedzenia, a inni chory, bo tak i już:)
    W przeciwnym razie będzie się tak zataczać [historia] i mutować, jak już to raz zrobiła u Ciebie z anoreksji w kompulsy. Praca nad sobą jest ważna, ale czasem jak źle ukierunkujemy nasze wysiłki to para idzie w gwizdek, a to tyle energii...

    Trzymam kciuki:)

    Breta

    OdpowiedzUsuń