niedziela, 22 grudnia 2013

Niech miłość nie gaśnie

W ostatnich kilku dniach przekonałam się do czego jestem zdolna. Potrafię nie iść na zajęcia na uczelnię, żeby tylko się najeść. W pierwszy dzień, gdy to zrobiłam - z mej pamięci wyleciała karta sprzed kilku miesięcy, kiedy to przez ataki obżarstwa opuszczałam dni w szkole. Wyleciała i stanęła mi przed oczami. To były czasy wielkiej bezsilności.

Kilka dni temu znowu niesłusznie zaufałam sobie - że potrafię być sama w domu z jedzeniem. Sama wybrałam opcję, żeby być wtedy sama i nie było to z góry planowane obżarstwo, chciałam więcej czasu przeznaczyć na naukę.
Jednak już wieczorem, dzień wcześniej, kiedy wiedziałam, że rano będę kilka godzin sama, w mojej głowie zaczęły się dziać dziwne rzeczy.. Przyszła DZIKA RADOŚĆ, ,,Będziesz sama w domu z jedzeniem. Hura! Będziesz mogła jeść co chcesz, jak chcesz i ile chcesz. Nikt nie będzie patrzył. Hura. Poczujesz tą ulgę!!!" Za tą przeklętą pokusą przyszła NIECIERPLIWOŚĆ takie coś dziwnego, co zawsze mam przed atakiem.. Żeby to nastąpiło NATYCHMIAST, teraz, już. Jakby nie mogła czekać. Jakbym mogła oszaleć z niecierpliwości.
ALE JA NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁAM i wraz z moją chęcią odparcia pokusy przeszedł STRACH przed sobą. Wielki strach przed tym, co się stanie, kiedy obudzę się następnego dnia. Nie mogłam zasnąć z tych emocji. A obawy się sprawdziły.
To był dzień kilkakrotnego obżarstwa.. Rano, w południe, wieczorem..  Mój stan ducha sięgnął dna. Przyszło poczucie niemożności zrobienia czegokolwiek. Rozpacz. I godziny przesiedziane z oczami wlepionymi w ścianę.

Nie wiem jak ja to zrobiłam, ale następny dzień był już wolny. Poszłam biegać. Nie patrzyłam na to, że boli mnie brzuch. Trening był w planie i musiał się odbyć. Tego potrzebowałam, aby pozbyć się tego ,,napięcia", który znowu chciał zapędzić mnie w ciemną dolinę spychając na margines moje życie.

Potem była Spowiedź. Boże przebaczenie. I przebaczenie sobie samej (choć nie wiem na ile do końca).

Idą święta - tak bardzo się cieszę na ten piękny czas, kiedy to rozważamy narodziny Jezusa i uświadamiamy sobie, że nasze serca mogą być Jego mieszkaniem. I dostrzegamy Boga w innych ludziach.
Oby tylko obżarstwo nie zabrało mi radości z tego czasu i nie zgasiło mojej miłości, którą mam ofiarować innym..

Poza tym na przerwę świąteczną mam mnóstwo nauki. Wielkimi krokami zbliża się sesja.
Gdy się obżeram nie potrafię się uczyć, bo mój umysł ograniczony do myślenia o kolejnej porcji posiłku, jest zamknięty na widzę jako taką.

Dziś zawierzając Bogu wszystkie sprawy - nie tylko chorobę - ale małe i jeszcze mniejsze, wsłuchuje się w słowa św. Jana:
,,Umiłowani, miłujmy się wzajemnie,
ponieważ miłość jest z Boga,
a każdy, kto miłuje,
narodził się z Boga i zna Boga.
Kto nie miłuje, nie zna Boga,
bo Bóg jest miłością.
W tym objawiła się miłość Boga ku nam,
że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat,
abyśmy życie mieli dzięki Niemu." 1 J 4,7-9

Bądźmy pełni miłości na te Święta. Pełni sercem.
Wesołych Świąt!

1 komentarz:

  1. Jakbym czytała o sobie. Też niedługo mam sesję,ale moje myśl krążą wokół jedzenia,nie mogę wyjść z tego błędnego koła. Ciągle planuje od jutra,od jutra i jutro nie nadchodzi....codziennie to samo a nawet gorzej :(

    OdpowiedzUsuń