Pozbyłam się wielu złych nawyków, które prowadziły mnie nieuchronnie do obżarstwa. Znalazłam związki między schematami myślowymi, a moimi emocjami..
Pamiętam pierwszy miesiąc wolności. Przez pewien czas obżerałam się w każdy poniedziałek i wtorek. Uratowała mnie wtedy między innymi myśl, że wystarczy mi tylko przez te dwa dni WALCZYĆ ze zdwojoną siłą, a resztę tygodnia uda się przeżyć dobrze. Tak sobie założyłam, bo tak było - bo okoliczności sprzyjały - bo były treningi i ludzie wokół.
Teraz stuknęły mi dwa miesiące. Aż nie wierzę, bo naprawdę było w moimi życiu mnóstwo momentów, kiedy miałam po ludzku dosyć. Kiedy nie widziałam nadziei, drogi wyjścia i realnych szans na wyzwolenie.
Na moim przykładzie wiem jedno - nie ma rzeczy niemożliwych!!! Nie ma, że się nie da. Pan Bóg nie daje ludziom za ciężkich krzyży, których nie bylibyśmy w stanie nieść. Jeśli dopuszcza pokusę, to zawsze pokazuje sposób jej przetrwania.
Być wolnym - nie oznacza dla mnie spocząć na laurach. Bo choroba ciągle jest, pozostaje w pewnym sensie na całe życie. Dwa miesiące to nie dużo, ale myślę, że to wystarczający czas by z biologicznego punktu widzenia odzwyczaić swój organizm z potrzeby ogromnej ilości jedzenia.
Wiem, że zawsze mogę dziś, jutro, za tydzień, miesiąc, rok wrócić na tę złą drogę. Muszę ciągle trwać przy tym co mnie chroni przed obżarstwem, odpędzać pokusy, modlić się. i dziękować za każdą wygraną walkę!
bardzo gratuluję , cieszę się o troszkę zazdroszczę :) ale napełniłaś mnie nadzieją , dziękuję !
OdpowiedzUsuń