Dziś moje obżarstwo zaczęło się od cichutkiej myśli w głowie: ,,może coś zjesz?". Nieraz jem coś pomiędzy posiłkami i nie ma to nic wspólnego z kompulsywnym jedzeniem, ale dzisiaj pociągnęło lawinę. Jest to o tyle dla mnie zaskakujące, że nie czułam wcale przymusu jedzenia. Nie miałam też w sobie "niewygodnych" emocji, które mogłabym zajeść. Czułam sie dobrze, normalnie. Nie byłam głodna po porządnym śniadaniu. Więc dlaczego to zrobiłam? Nie wiem. Po prostu. Bo jestem uzależniona.
Wiem, że słowa niewiele zmieniają, ale uwierz, że jetem.z Tobą. Niestety doskonale rozumiem,co czujesz, bo moje ostatnie trzy miesiące życia to jeden wielki kompuls.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam magicznej recepty na szczęście,"nie zaczynaj jeść" nie jest dobrą radą,bo głód tylko nasili nadchodzący kompuls,"jedz zdrowe rzeczy" - bez sensu,bo tego wewnętrznego łakomstwa nie zaspokoją jabłka czy pomidory a jedynie lody z czekoladą i paczka czipsów,na "wyjdź gdzieś i nie myśl" często nie ma sił... Najlepszą ze złych metod , przynajmniej dla mnie jest obcowanie z jedzeniem, jednak bez konsumpcji. Gotowanie dla rodziny, robienie przetworów... W magiczny sposób zapełniają chęć jedzenia,mimo,że nie do końca, to przynajmniej w sporej części....
Życzę Ci być znalazła swój sposób na zmniejszenie napadów.
Pozdrawiam
Dziękuję! Również jest z Tobą i bardzo Ci współczuję. Mam swoje metody walki, wiem co mi pomaga. Ale jestem wciąż tylko błądzącym, człowiekiem, uzależnionym, który właśnie wypadł z torów najdłuższej jak dotąd abstynencji.
UsuńŚciskam Cię bardzo mocno i "na pocieszenie" dodam , że nie jesteś w tym sama. :*
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie. Od roku że sobą walczę. Ostatni miesiąc to była masakra. Życzę Ci powodzenia w walce.
OdpowiedzUsuń